Poranek i początek dnia jak zwykle był leniwy. Bo i co po co się spieszyć „we wakacje”. Śniadanie, dostawa wody źródlanej, odrobinę zdjęć otaczającej nas przyrody i dłuższa chwilka na miejskim basenie. Jakieś lody, rozmowy i oczywiście „poważne” plany na popołudnie.







Plany się wyklarowały, Pogoda niezmiennie jest idealna. Mimo pomysłu na niedługi, zwykły piknik, zabieramy sporo żarcia i niemały zapas czegoś do picia. Jak się okazało – słusznie!
Pigara i kasztanowy gaj usłyszał i zobaczył tego popołudnia oraz wieczora chyba więcej niż w swojej kilkusetletniej historii 😉 Dwanaścioro rozbawionych dzieciaków ganiało wte i wewte atakując niejednego wyimaginowanego wroga, zapominając o całym bożym świecie. Cała przestrzeń i czas były tylko dla nich. Nasza dziesiątka starszaków też bawiła się dobrze (kto wie czy nie lepiej?!) choć praktycznie cały czas tylko pod świętym drzewem, pod którym rozbiliśmy obóz. Z jednej strony cisza Apeninów, z drugiej śmiechy i pokrzykiwania dzieci…. Jest jeszcze jedna strona. To my. Rozbawieni, jakby sami pośród gór. Z takim odczuciem, przy doskonałym żarciu i schłodzonym winie mogliśmy już tylko zacząć śpiewać. Właściwie, po odsłuchaniu tego co się nagrało, śpiewaniem nie mogę tego nazwać. To raczej biesiadowanie, którego echa były zapewne słyszalne ze 100km stąd 😉 …i trwać będą przez wieki w tych niesamowitych kasztanowcach. „Hej sokoły”, „Autobiografia”, „Jolka, Jolka” i dziesiątki innych hiciorów. Mam nadzieję, że zniosły tę naszą obecność.
Ani pomruki, ani nadciągająca burza nie wystraszyły nas i piknik trwał w najlepsze. Przedłużył się do późnych godzin wieczornych. Dla niektórych (myślę tu o sobie) zejście z góry po ciemku okazało się trudniejsze niż można to sobie wyobrazić. Targając toboły, statyw i aparat w razie upadku trzeba było się jakoś ratować przed obrażeniami. Wyszło tak, że naprawa aparatu okazała się konieczna. Straty jakieś muszą przecież być 😀
Część z nas następnego dnia rozstawała się z Marradi więc to nasze wspólne biesiadowanie było wyśmienitym zakończeniem wspólnej przygody.


















































Przedpołudniowe plany, jak się okazało, wypaliły. I to jak! A wspólne biesiadowanie z pewnością pozostanie na długo w naszej pamięci.