Koniec roku 2020 to nadzieja na lepszy 2021. Niestety, jak stwierdziła Maja, będziemy starsi o rok i to właśnie nie jest fajne. No nie jest! W całym tym wirusowym szaleństwie trzeba jednak doszukać się czegoś pozytywnie zakręconego. A takie „cuś” odnaleźć mogliśmy np. w górach. Tym razem nawigacja nie wyprowadziła nas w las i w okolice Żywca dotarliśmy w cztery godzinki. Ufff… jak dobrze móc podróżować autkiem. Nasza pięcioosobowa zgraja nawiedziła dom w chmurach. Czemu tak? Ano temu, że w tym roku górska zima pachniała odrobiną jesieni, wiosny i samej zimy. Tu śnieg, a tu soczysta zieleń. Odjazd w głowie i oczach.
Wiele przygotowań nie było. Właściwie było ich niewiele 😀 Ponieważ lubimy (z dwoma lub trzema wyjątkami) ryż, warzywa i surowe ryby – to z ogromną radością mogliśmy przygotować sobie sushi. Nie do przejedzenia! Trochę grania, trochę szaleństwa i odrobina tańców. A całość okraszona niejednym procentem.
Pogoda zmienną jest. To właściwie jest jeden z dwóch niezmiennych pewników. Jaki drugi? – podatki… błeeee. Wracając do pogody… niezależnie od niej przechadzanie się po górach jest po prostu fantastyczne, a zmienne widoki niezmiennie zapierają dech w piersiach.
A teraz może garść fotek….





























