Jaki początek roku, taki i koniec… choć jeszcze parę dni zostało. Grudzień zaczął się moją operacją. Potem przyszedł czas na sprzątanie i przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. To oczywiście pochłania sporo czasu i mnóstwo energii. Ponieważ grudniowa pogoda sprawiła niezłego psikusa, tylko kolędy i świąteczne piosenki mogły wprawić nas w odpowiedni nastrój.
Przybraliśmy lampkami drzewka w ogródku. Zrobiło się ładniej i bardziej klimatycznie. Zabraliśmy się za pierniczki i przygotowanie mięsa na pasztet. Pastowanie podłogi w domu – to sprawiało wiele radości ślizgającym się dziewczynkom. Dużo zabawy i odrobina ruchu spowodowały, że przez chwilę nie tłukły się i nie kłóciły :D. Wreszcie w mieszkaniu mieszały się zapachy pasty, przypraw korzennych, goździków, mandarynek i pasztetu – przypominające święta.
Brak śniegu? To nic. Ślizgawkę mieliśmy w domu 🙂
W szkole odbyło się spotkanie wigilijne z jasełkami przygotowanymi przez naszych pierwszaków. No… całkiem miło. Natka – aniołek miała niekrótką kwestię i poszło jej rewelacyjnie. Po raz kolejny wybrałem się do Papcia Chmiela z życzeniami i stroikiem świątecznym od szkoły. Tym razem pojechały ze mną Natalka i Maja. Przy okazji mogliśmy podziękować za podpisane przez autora Tytusy, które zostały wręczone podczas szkolnego ślubowania.
Uzyskałem zgodę Papcia Chmiela na zamieszczenie fotografii na swojej stronie. Serdeczne pozdrowienia.
Przyszedł czas na pieczenie wcześniej przygotowanego i zamrożonego pasztetu. I jak za pierwszym razem (na poprzednie święta) – ten wyszedł także doskonały. Także po raz drugi zabrałem się za śledzie pod pierzynką. Jakiś czas temu tak bardzo mi posmakowały u brata Asi, że sam włączyłem ten przepis do menu świątecznego. Od jakiegoś czasu chodziły także za nami zimne nóżki. I żeby była jasność – nie były to nasze nóżki. To był dobry czas aby je przygotować. W sam raz nadawały się na pierwszy dzień Świąt. Nóżki wyszły rewelacyjne. Oczywiście przepisami na nie, pasztet i śledzie pod pierzynką podzielę się któregoś dnia.
Czego nie robi się dla żony. Musiałem mieć przecież jakiś akcent czerwony 🙂
A święta? Te udały się znakomicie. Rodzinnie, miło, z pysznym jedzeniem i jeszcze pyszniejszymi prezentami. Po prostu świątecznie. Nikt się nie przejadł, nikt nie narzekał na bóle brzucha. Z racji m.in. mojej diety, wyjątkowo nie było potraw smażonych tylko gotowane lub pieczone. Sam nie wiem czy nie lepsze 🙂 I mimo, że w tym roku jedzenia było mniej, to i tak zostało nam jeszcze na parę dni. Zawsze tak jest 🙂