Dzień miał być owiany tajemnicą. Niespodzianka miała objawić się po południu. Oczywiście do tej pory wszyscy mieli trzymać język za zębami. Tylko Majka nie dała rady. „Wszystkiego najlepszego mamo”. Urodzinki mojej żony w Toskanii, nad basenem… ho ho… niezła jazda. Tego dnia nigdzie się z miejsca nie ruszaliśmy. W międzyczasie dzieci zażyczyły sobie trochę naleśników. Trochę 😀 Dobre sobie. Zadania podjęła się Iza i Ewa. Współczuję. Ponieważ naleśniki znikały szybciej niż się pojawiały, to chyba dziewczyny nie miały nawet okazji spróbować. A w ciągu dnia był tylko basen i wyczekiwanie na tort z jedną świeczką. Mimo tajemnicy, której jubilatka się domyślała, tiramisu zaskoczyło jednak Asię… oczywiście nad basenem. Wesoło, słodko i bąbelkowo. Sto lat. Potem woda, woda, woda… I tu my, dorośli, mieliśmy najlepszą zabawę. Skoki, fikołki, lewitacja nad wodą, gra w piłkę i nurkowanie. Oczywiście nie obyło się bez chodzenia po materacach położonych na wodzie. Odjazd totalny. Tym razem nie ma co się rozpisywać. Zobaczcie sami 🙂
Ostatnie zdjęcie w galerii jest tylko dowodem na to, że do samej nocy humory nam dopisywały… uuu!
Oj działo się, działo i to więcej niż na opublikowanych zdjęciach 😉