Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Co prawda jeszcze prawie miesiąc ale na pierniczki już czas. Jak co roku, z różnych przepisów, wspólnymi siłami coś pierniczymy… Unoszący się zapach, trochę świątecznej muzyki w tle zaczynają nastrajać nas optymizmem i radością, rozciągając nasze usta do uśmiechu.
Dziewczyny jak zwykle mają wiele radochy z tworzenia czegoś wspólnie w kuchni. To coś przy okazji jest pyszne więc chęć pomocy jest większa. Zawsze lepiej smakuje coś (dobrego) co samemu się przygotuje. Dziewczynki zawsze są chętne do takiej pracy, pomocy w kuchni.
Wszyscy zakładamy fartuchy, robimy miejsce na stołach, wyciągamy przyprawy, mąkę i wszystko co jest niezbędne do przygotowania pierniczków. O wałku oczywiście nie zapominając.
W tym roku, z braku czasu, odpuściliśmy sobie wojnę na mąkę tym bardziej, że zeszłoroczne sprzątanie kilograma rozsypanej mąki pochłonęło ponad godzinę. Potem jeszcze trzeba było się umyć. Ale muszę przyznać, że zabawa była przednia.
Wracając do obecnych pierniczków… po upieczeniu, najbardziej ciekawym zadaniem jest artystyczne przyozdabianie. W tym temacie już nie tylko Natalka może się wykazać. Równie ładne „prace” tworzy także Maja.
Po pierniczki zapraszam do żony. Ponieważ słodkości to nie jest moja działka, właśnie tam znajdziecie przepis.