Zima rozgościła się na dobre. Spadł długo wyczekiwany śnieg. Co prawda wolałbym go widzieć na święta Bożego Narodzenia, no ale cóż. Wieczorem posypało i już 🙂 Dziewczyny skorzystały ze świeżego śniegu. To był dobry czas by pojeździć na hulajnodze. Bo przecież zima z zaspami w niczym takim nie przeszkadza. A kolejny dzień przywitał na pięknym słońcem. Udało mi się naprawić odśnieżarkę spalinową – więc byłem szczęśliwy, że już bardziej nie nadwyrężę swojego barku, machając szuflą. No dobra, skoro jest tak pięknie to jedziemy do Legionowa, do lasu.
Po drodze kupiliśmy w Obi saperkę, zabraliśmy całą rodzinkę brata Asi i ruszyliśmy przed siebie. W wyjątkowy sposób pożegnaliśmy zwierzątko Asi chrześniaka i zaczęliśmy zagłębiać się w chaszcze i knieje. Jakby nie można było iść wydeptaną albo przygotowaną ścieżką. Nie! Przedzieramy się przez zasypany śniegiem las. Po drodze natrafiamy na ślady sarenki. Może kolejnym razem uda nam się spotkać ją samą 🙂
Na szczęście pogoda dopisywała, temperatura – 5°C, brak wiatru, piękne, błękitne niebo, mnóstwo puchu… to wszystko sprzyjało temu by spacer, który chwilę temu rozpoczęliśmy już teraz uznać za udany…
Trochę ślizgania się po zamarzniętym stawiku i czas na wojnę śnieżną. Och! ubawiłem się jak dziecko. I jak dziecko byłem cały mokry. Śnieg za kołnierzem, śnieg w butach, śnieg w spodniach. Ale wszystko to warte było tej zabawy i radości, która ogarnęła nas wszystkich. Później jeszcze chwila na sankach i już można było powiedzieć, że dzień spędziliśmy intensywnie. I to nic, że dziś od rana (czyli kolejnego dnia) jestem ledwo żywy i zakatarzony. Szlag trafił moje dbanie o bark. Nasuwa mnie niemiłosiernie i nie pomaga nawet mocno rozgrzewająca i przeciwbólowa maść. Wspomnienie tej dobrej zabawy i późniejszego pysznego żarcia, które przygotował Maciek, pozwala choć odrobinę zapomnieć o bólu.
Cóż tu więcej opisywać. Krzyki, radość, uśmiechy i dobrą zabawę zobaczcie na zdjęciach:
Legionowska tzw. Leśniczówka